Słów kilka jak ugłaskać wilka.

Bajka okraszona łzami.
Dawno dawno temu, w górskiej krainie, gdzie strumyki szumią szepcząc przestrogi, gdzie drzewa są naznaczone labiryntami i gdzie zło zdaje się nie istnieć żyła dziewczyna o imieniu Klara. Była drobną rudowłosą pieguską o bystrych niebieskich oczach. Miała piękną zdolność rozumienia zwierząt, a te wyczuwając jej łagodność i przychylność naturze nie były obojętne na jej dobroć. Dziki nigdy nie kopały w pobliżu jej domku, zające nie podgryzały warzyw z jej ogródka, a ptaki nie wydziobywały owoców z drzew czy krzaków. Od pięciu wiosen Klara mieszkała sama. Pewnego dnia jej ojciec poszedł nazbierać drzewa na opał, jednak nie wrócił po dziś dzień. Dziewczyna musiała nauczyć się żyć sama.
Od najbliższego gospodarstwa dzieliło ją pół dnia marszu przez gęsty las, co dla Klary mogło oznaczać niechybną zgubę. Przez cały ten czas nie wiedziała jednak, jak wielce pomocne mogą być dla niej zwierzęta...
Pewnego wiosennego dnia przy strumyku, gdzie Klara napełniała dzban wodą, przystanęła obok niej łania. Niczego się nie obawiając zaczęła chłeptać orzeźwiającą wodę. Dziewczynę przejął strach, że łania mogła być chora, gdyż zwierzę z natury płochliwe nie zbliża się do ludzi gdy jest pełne sił. Wyciągnęła drżącą dłoń w stronę zwierzęcia, by sprawdzić czy jej obawy się potwierdzą. Łania jedynie zwolniła chłeptanie czekając na delikatny dotyk dziewczęcej dłoni. Klara pełna zatroskania pogłaskała po karku łanię. Ta jednak tylko powróciła do pierwotnego tempa picia wody. Klarę ogarniała panika. 
Szepnęła do siebie:
- Moja piękna, jesteś chora. Chciałabym ci pomóc!
Łania spojrzała na Klarę ufnymi oczami. Przez chwilę jakby wypatrywały w swych oczach słów, więzi i porozumienia. Po chwili łania przechyliła lekko głowę i mrugnęła do Klary z uśmiechem w oczach. Wówczas dziewczyna zrozumiała, że łania po prostu się jej nie boi, ufa jej i chce by i Klara ani się o nią nie martwiła, ani jej nie bała. Od tego dnia Klara obserwowała bacznie zwierzęta kicające po ogródku, przelatujące ponad drzewami i przechadzające się w okolicy jej domku. Zauważyła, że jej plony nie ponoszą żadnego uszczerbku ze strony zwierząt a same zwierzęta często szukają jej wzroku. W końcu, po tak długim czasie uczucie osamotnienia ustępowało przed rosnącym w sercu ciepłem współistnienia w gronie istot zamieszkujących las. 
Pierwszego dnia jesieni Klara wybrała się na przechadzkę wzdłuż strumienia. Pierwszy raz oddaliła się od domu na długość pięciu piosenek "o drwalu i sokole". Do tej pory nie wypuszczała się dalej niż na dwie pełne piosenki. 
Postanowiła dalej nie iść, gdyż bezpiecznie czuła się jedynie w towarzystwie zwierząt, a te zdawały się oddalać od niej z każdą kolejną zwrotką. Przystanąwszy zaczęła baczniej przyglądać się okolicy. Trochę dalej, tuż przy strumyczku zauważyła wielki stary dąb. Musiał być bardzo wiekowy, gdyż średnica jego przewyższała wielkość jej izdebki. Podeszła do niego z zaciekawieniem chłonąc wzrokiem każdy szczegół wyryty przez czas na jego korze. Zagłębienia tworzyły labirynt drewnianych zmarszczek. Niektóre przypominały zarys twarzy, inne zaś, te bardziej wyostrzone rany zadane wielkimi pazurami. Klara postanowiła usiąść pod dębem i zaśpiewać mu kołysankę, którą śpiewał jej tata, gdy miała złe sny:

Skrzacie kwiecisty o skrzydłach maleńkich,
zwiewna istotko wiatrem niesiona,
zaśpiewaj o sobie choć słów słodkich kilka,
boś piękna jak wiosenny różyczki pączek.
...

Klara przywołała swym głosem dwa zające, które urzeczone melodią przycupnęły pod dębem. Jednak nie tylko one usłyszały śpiew dziewczyny. Po cichu skradał się do niej wilk. Ogromny ciemnoszary o czarnych przymrużonych oczach. Wiedzione instynktem zające czmychnęły wgłąb lasu a strumień lekko się wzburzył nasilając szept przestrogi. Klara zamilkła wychwytując urywane słowa jakimi przemawiał do niej strumień:
- ... las ... groźny. ... uciekać. On ... po ciebie. Wielki ... - aż z głośnym pluśnięciem wyraźnie usłyszała - UCIEKAJ!
Dziewczyna zerwała się na równe nogi i zwróciła się w stronę domu chcąc biec wzdłuż strumienia najszybciej jak umiała, jednak wilk zagrodził jej drogę. Przerażona patrzyła na wilka, jednak zdawał się unikać jej wzroku. Szczerzył zęby, co nie wróżyło nic dobrego. Gdy Klara próbowała choćby drgnąć, wilk powstrzymywał ja warknięciem. W pewnym momencie, gdy Klara w myślach przywołała wspomnienie ojca, chcąc w chwili śmierci odczuć w sercu jego dającą bezpieczeństwo bliskość, wilk spojrzał jej prosto w oczy. Klara poczuła ogarniający ją chłód, niebo pociemniało, a wilka osłoniła gęsta brudna mgła. Przebijały się przez nią jedynie nabrzmiałe krwią, czerwone oczy. Zdawały się przyciągać Klarę, która ogarnięta strachem nie potrafiła wydobyć z gardła żadnego dźwięku. Nie mogła się poruszyć, po prostu niczym magnes przyciągał ją do siebie. Poczuła przerażający ból wtapiających się w nią kłów. Szczęki coraz mocniej zaciskały się na jej kruchym ciele. "Dlaczego jeszcze nie umarłam?" pytała w myślach. "Chcę umrzeć, nie mogę już tego wytrzymać!". Z jej piersi wydobył się zbyt długo tłumiony krzyk, wrzask, pisk.
Klara się zbudziła. Długo jej zajęło, by mgła, która teraz była biała jak śnieg opadła. Nie wiedziała gdzie jest, co się stało!? Dlaczego jeszcze żyje?! W kółko powtarzała te pytania, póki nie usłyszała łagodnego męskiego głosu... Oniemiała! Ojciec? Jednak jestem w niebie? On tu jest!
Zdała sobie sprawę, że leży, jednak nie może się poruszyć. Coś krępuje jej ręce i nogi. Stara się coś powiedzieć, ale zupełnie zaschło jej w ustach. Chcąc dostać się do ojca z całej siły szarpnęła rękoma. Pisnęła jedynie z bólu. Coś jej nie puszczało z żelaznego uścisku.
- Klara, słyszysz mnie? - przemówił.
- mhm - tyle zdołała odpowiedzieć.
- Teraz podam Ci wody, postaraj się nie zachłysnąć.
Ale dlaczego? W niebie też się pije wodę? W niebie odczuwa się ból? 
Klara była zupełnie zdezorientowana. Nie wiedziała jak poskładać kłębiące się myśli. O co tu chodzi... 
Ojciec nachylił się do niej i przyłożył szklankę do ust. Była zimna jak woda w strumyku. Teraz poczuła dojmujące pragnienie. Nabrała niewiele wody i starała się nie być zbyt łapczywa, tak jak ojciec ją prosił. Udało się. Jeden łyczek, drugi. Gdy zaspokoiła pierwsze pragnienie spojrzała na ojca. Światło było tak jasne, że mężczyzna zdawał się być jedną dużą białą plamą przed jej oczami. Gdy po kilku mrugnięciach przyzwyczaiła się do warunków spojrzała raz jeszcze. Ojciec okazał się ubrany w białą szatę. Oczy miał zatroskane, ale jednak chłodne. Klara rozejrzała się szerzej starając się wychwycić choć kilka szczegółów z otoczenia. Jasne, choć przybrudzone ściany. Podłużna kratkowana lampa pod sufitem... Lampa? O NIE!
Dziewczyna krzyknęła, nie chciała tu być, dlaczego wróciła??? Dlaczego znów jej to zrobiono? 
Klara już się tu budziła dwa razy! Tu! W rzeczywistości! Nie chciała. Wolała swój świat. Samotny, fakt, ale na jej warunkach, z jej wyobraźni. Stworzyła go, by uciec od codzienności. Od szarego wilka, którym było jej życie. 
- Chcę wrócić, nie chcę tu żyć - łkała.
- Klaro, nie możesz tam wrócić. To uzależnienie. Narkomania. Musisz wyzdrowieć - odpowiedział lekarz.
- Ale to tam jestem szczęśliwa! Nie tutaj. Tu jestem sama.
- Klaro, jeśli choć jeszcze raz zażyjesz cokolwiek, umrzesz! Musisz przejść przez terapię. Zobaczysz, że życie może być piękne, tutaj!
- Nie mam nikogo. Nie chcę żyć sama. 
- Klaro, żyj! Żyj dla siebie! Podążaj za marzeniami, nie mrzonkami! Stwórz swój dom, nie słomianą chatkę z wyobraźni! Kochaj i pozwól się kochać! 
- Próbowałam... Wróciłam... Wrócę...
- Klaro! Klaro!

Klara wróciła. Już nigdy więcej nie spotkała wilka.

Morał jest prosty i wszystkim winien być znany - choć wilk jest straszny lubi być głaskany

Komentarze

Popularne posty